GDZIE JEST MOJE SZCZĘŚCIE?

with 4 komentarze

 

O szczęściu napisano przez wieki tyle, że chyba trudno by było zbudować tak dużą bibliotekę, która by te wszystkie dzieła i dziełka pomieściła. Szczęścia pragniemy, poszukujemy, do niego dążymy. Niektórzy ludzie to nawet potrzebę bycia szczęśliwym uczynili swoją najważniejszą potrzebą życiową i tylko ją starają się zaspokoić. Myślę, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż być szczęśliwym, ale bez wątpienia robiąc czy osiągając te „ważniejsze rzeczy” lepiej być szczęśliwym niż nieszczęśliwym.

 

Dlatego i ja dołożę swoje trzy grosze do tych rozważań o szczęściu.

 

Żeby łatwiej było zrozumieć, o czym napiszę za chwilę, najpierw kilka słów o tym, jak rozumiem szczęście czy bycie szczęśliwym. Dla mnie nie jest to ani emocja, ani uczucie, ani euforia, bo to wszystko za mało, to ślizganie się po powierzchni tematu.  Takie szczęście jest na ogół chwilowe, ulotne, szybko mija… Oczywiście i takie szczęście warto mieć, ale nim się człowiek nie nasyci i będzie szukał dalej.

 

Szczęście, którego człowiek naprawdę pragnie to stan naszego bycia, a nie odczuwania. To głębokie poczucie spełnienia, błogostanu czy wręcz nasycenia. I o takie szczęście warto zabiegać w życiu.

 

 

Ale skąd wziąć takie szczęście? Co może być źródłem takiego szczęścia?

 

Jest jedno pytanie, które świetnie oddziela to, co szczęścia nie daje, od tego co może być źródłem prawdziwego i trwałego szczęścia. To pytanie brzmi:

 

Czego mi nie można odebrać?

 

Źródłem szczęścia nie może być coś, co zależy od innych. Mogą to dać i zaraz zabrać, zostawiając mnie z niesmakiem i poczuciem zawodu czy goryczy.

Szczęście nie może zależeć od przypadku, bo może się coś trafić lub nie – trudno od tego uzależniać swoje poczucie szczęścia.

Nie może zależeć od posiadanych dóbr materialnych, bo zera na koncie czy dobra materialne bardzo łatwo stracić. Iluż bankrutów chodzi po świecie, którzy przez jakiś czas się łudzili, że są szczęśliwymi ludźmi. Iluż bogaczy jest na świecie, którzy nie są w stanie być szczęśliwi, bo wciąż się zamartwiają, jak swój majątek pomnożyć i jak oszczędzić, i jak nie stracić…

Analizując różne sytuacje zrozumiałam, że łatwo odebrać człowiekowi wszystko, co zależy od drugiego człowieka, od przypadku (czy tzw. zrządzenia losu) i co jest materialne. A zatem, czy jeśli mogę coś stracić, to może mi to dać szczęście? Raczej przyniesie niepokój i ciągłe oczekiwanie, kiedy to „szczęście” się skończy.

 

 

Ale czego konkretnie mi nie można odebrać?

Tego, co mam we własnym wnętrzu i co zależy ode mnie.

Nie można mi odebrać moich dobrych i złych myśli, mojej życzliwości dla innych i mojej goryczy, gniewu, wściekłości, nienawiści… Nie można mi odebrać zachwytu, jaki wywołuje wschodzące słońce ani radości, gdy biegnę o świcie po rosie. Ani pomocy, której udzieliłam potrzebującym ludziom. Ani mojego heroicznego przebaczenia komuś, kto mnie bardzo skrzywdził. Ani postawienia na swoim byle tylko mieć rację zawsze i wszędzie…

Lista tego, czego nie można odebrać człowiekowi może być naprawdę baaaardzo długa.

 

Ale czy wszystko, co wymieniłam wyżej jako moje i nieodbieralne jest faktycznie źródłem szczęścia? Wymieniłam sporo rzeczy, które zapewne wolelibyśmy zapomnieć niż poszukiwać w nich szczęścia.

Dlatego teraz trzeba wziąć sito i oddzielić plewy od ziarna. Zostawić tylko ziarno, z którego wyrośnie nasze szczęście.

 

Co może być tym ziarnem?

Wyobrażam sobie, że wszystko, co wymagało ode mnie jakiegoś wysiłku, nawet rezygnacji z siebie, by komuś pomóc, nie oczekując przy tym wzajemności i zapłaty może być źródłem trwałego szczęścia. To, że przebaczyłam komuś, chociaż o to nie zabiegał i nie poprawił się. To, co wymagało od mnie przezwyciężenia lenistwa i próżniactwa, by ofiarować komuś swój czas i swoje umiejętności. To, że naraziłam się na wyśmianie i wzięłam w obronę jakieś zwierzątko porzucone i niechciane, albo człowieka powszechnie nielubianego. To, że potrafię się cieszyć z drobnych darów i dziękować, i okazywać wdzięczność za najmniejsze drobiazgi…

 

Na pewno sporo można wymienić takich spraw czy sytuacji, które zadziały się dzięki nam i miały dobry wpływ na nas, innych ludzi, a nawet szerzej na otoczenie bliższe i dalsze.

Tego wszystkiego nikt nam nie odbierze, bo jest w nas, zależy od nas.

I być może tego świadomie nie odczuwamy, ale to właśnie te sytuacje i takie sprawy kształtują nasze poczucie spełnienia, wewnętrznej satysfakcji, głębokiego szczęścia. Im więcej takich spraw i sytuacji mamy na swoim „koncie”, tym wyraźniejsze odczuwanie szczęścia, tego cudownego błogostanu, za którym ludzie tak tęsknią i tak go pragną.

Ludzie, którzy mówią o sobie, że są szczęśliwi i my postrzegamy ich jako szczęśliwych, mają w sobie właśnie to wszystko, czego im nikt nie może odebrać.

 

 

Jeżeli chcesz być szczęśliwy, to mam dla Ciebie zadanie. Znajdź trochę naprawdę wolnego czasu i spokojne miejsce, w którym będziesz się mógł zastanowić nad sobą. Zadaj sobie kluczowe pytanie: Czego mi nie można odebrać? I wypisz na kartce wszystko, co przyjdzie Ci do głowy. Pisz naprawdę wszystko: i przyjemne, i nieprzyjemne. Trzeba być przed sobą prawdziwym i szczerym. Odważnie pogrzeb w swojej pamięci i w swoich myślach, i poszukaj wszystkiego, czego nie można Ci odebrać, bo jest w Tobie i zależy, bądź kiedyś zależało od Ciebie. Potem z tej listy wykreśl wszystko, co nie daje satysfakcji, dumy, radości, spełnienia. To, co zostanie jest źródłem Twojego szczęścia. Na tym się skup i w sobie pielęgnuj i rozwijaj. Zobaczysz, jak szybko ludzie wokół zobaczą Twoje promienne i szczęśliwe oczy. I jak szybko Ty sam będziesz mógł o sobie powiedzieć: jestem szczęśliwy.

Może się zdarzyć, że na swojej liście skreślisz wszystko. To będzie oznaczało, że na swoje bycie szczęśliwym będziesz jeszcze musiał pracować. Ale kierunek pracy już znasz.

 

Budowanie własnego poczucia szczęścia w sposób, jaki opisałam wyżej ustrzeże nas od ciągłych rozczarowań i szukania szczęścia tam, gdzie go nie ma, albo jest tylko przez ulotną chwilę.

 

Autor: Olga Kownacka

 

 

Komentarze

  1. Mała Mi
    | Odpowiedz

    Moja babcia niedługo kończy 96 lat. Jest dla mnie wielkim wzorem, bo mimo różnych perypetii życiowych – nadal pozostaje osobą niezwykle pogodną – i tak naprawdę mogę się od niej tylko uczyć. Dużo ostatnio rozmawiamy, często o tym jak to nasze życie się plecie. Babcia zawsze zaznacza, że dla niej szczęście – to pod koniec – móc spojrzeć na własne życie i niczego nie żałować. Zwłaszcza błędów i smutków. Bez tego człowiek nigdy nie dostrzegałby ważnych chwil i tego, że jest naprawdę szczęśliwy wewnętrznie. Do pewnych spraw trzeba dojrzeć, pewnych rzeczy się nauczyć. Można stracić wszystko – i nadal określać siebie jako szczęśliwego człowieka. Pozdrawiam.

  2. Marlena
    | Odpowiedz

    Tak, to prawda, szczęścia trzeba szukać w tym, co jest we mnie i czego mi nikt i nic nie odbierze. Ale to trudny i długi proces. Wymaga wysiłku, czasu, skupienia się, myślenia, aby w końcu nauczyć się budować swoje głębokie szczęście. O wiele łatwiej zadowolić się szczęśliwą drobną chwilą i dążyć do tego, by całe życie z tych szczęśliwych chwil się składało. Do tego nas zresztą współczesny świat bardzo zachęca promując na wszystkie sposoby filozofię „żyj chwilą”, „ciesz się chwilą”. To piękna filozofia, ale bywa nadużywana.

    • Autorka
      | Odpowiedz

      Bardzo dziękuję za ten komentarz! Bardzo sobie cenię filozofię CARPE DIEM, bo każe pamiętać o wartości chwili, w której żyję. Ale obecnie rzeczywiście jest ogromna moda na tę filozofię i to w takim bardzo ograniczonym jej sensie. CARPE DIEM Horacego nawoływało do cieszenia się chwilą, ale też pamiętania o tym, co nas stworzyło i ku czemu zdążamy. Teraz jest promocja umiłowania tylko teraźniejszości, co nas pozbawia korzeni i zniechęca do odpowiedzialnego myślenia o przyszłości.

      • JL
        | Odpowiedz

        Horacy był stoikiem i epikurejczykiem, dlatego jego „carpe diem” ma o wiele szersze znaczenie, niż każe nam się je rozumieć dzisiaj. Dzisiejsze „carpe diem” ma sens tylko epikurejski. Wielka szkoda.

Zostaw swój komentarz