Warsztaty ubożeją z miesiąca na miesiąc. Od wielu lat ledwie wiążą koniec z końcem, a podwyżki wszystkiego w tym roku rodzą wątpliwości czy uda się w ogóle zamknąć rok na zero. Finansowanie rehabilitacji uczestników w WTZ jest traktowane po macoszemu, a tak naprawdę jesteśmy jedyną instytucją, która tak wszechstronnie i skutecznie pomaga osobom z niepełnosprawnościami jak najbardziej samodzielnie radzić sobie w życiu. Zupełnie niezrozumiałe jest, że instytucja, która pomaga tak skutecznie, jest tak bardzo pomijana i lekceważona. Przykre jest to, że każdego roku musimy tracić mnóstwo siły i walczyć o zwiększenie dofinansowania, zamiast zajmować się tym, w czym naprawdę jesteśmy dobrzy, czyli rehabilitacją osób z niepełnosprawnościami.
Walczymy i otrzymujemy jakieś groszowe zwiększenie dofinansowania, które nie nadąża nawet za oficjalną inflacją, nie mówiąc już o tej, którą faktycznie widzimy dookoła.
Bardzo chcielibyśmy w spokoju pracować, bez poczucia, że jesteśmy świetnie wykształconymi specjalistami, dajemy z siebie wszystko, a zarabiamy najniższą krajową, albo bardzo bardzo niewiele więcej. To jest naprawdę poniżające.
Bardzo chcielibyśmy móc kupić takie materiały do terapii, jakich rzeczywiście potrzebujemy, aby skutecznie pracować.
Bardzo chcielibyśmy zapłacić rachunki za światło, gaz, telefon, itp. i nie martwić się, czy w następnymi miesiącu wystarczy na te opłaty.
Bardzo chcielibyśmy nie musieć wybierać między załataniem dziury w dachu, a kupieniem marchewki na zupę, bo i to i to jest potrzebne.
Mogłabym tak długo wymieniać, czego „bardzo chcielibyśmy” i wszystkie te „chcielibyśmy” byłyby bardzo podstawowe, zwyczajne, konieczne do normalnego funkcjonowania.
Często zastanawiamy się w warsztacie, o co w tym wszystkim chodzi. Bo jeżeli warsztaty są niepotrzebne, to należy je zamknąć i nie marnować nawet tych niewielkich środków finansowych. A jeżeli są potrzebne, to należy im stworzyć takie warunki, aby jak najlepiej realizowały swoje zadania. Tutaj nie ma odpowiedzi „i tak, i nie”, czyli „i są potrzebne”, „i nie są potrzebne”, a funkcjonujemy jakby decydenci nie mogli się zdecydować, czy warsztaty są potrzebne, czy nie, i tak na wszelki wypadek pozwalają nam egzystować przy jak najmniejszych nakładach.
Kochani, jeżeli chcielibyście, żeby warsztaty dalej pomagały, to mówcie i krzyczcie głośno gdzie się da, że nie wolno lekceważyć instytucji, która umie pomagać i robi to skutecznie. Wszystko wskazuje na to, że jak nie wywołamy wielkiego hałasu wokół naszych potrzeb, to polskim zwyczajem nikt się nami nie zainteresuje i będziemy powoli dogorywać. Mówcie, krzyczcie, informujcie, apelujcie – z nadzieją, że usłyszą właściwe osoby i naprawdę zajmą się naszymi potrzebami.
Niżej jest list otwarty. Pobierajcie i publikujcie wszędzie tam, gdzie jest nadzieja, że ktoś mądry, odpowiedzialny i życzliwy warsztatom przeczyta.
Jadwiga Leśniewska
kierownik WTZ „Misericordia”
Zostaw swój komentarz